Cumowanie jachtem.

Cumowanie jachtem na Mazurach

Cumowanie jachtem w marinie niemal zawsze wywołuje spore napięcie, tak u sternika jak i załogi. Podczas cumowania należy wykonać wiele różnych czynności. W trakcie manewrowania w porcie, jak to zwykle na jachcie, coś może nie pójść zgodnie z planem. Sam skiper/sternik, poza właściwą oceną sytuacji manewrowej i umiejętnym kierowaniem jachtem, musi jednocześnie skutecznie dowodzić załogą. Jak widać, nie jest tak łatwo, jak się niektórym wydaje, być sternikiem. Zwłaszcza dobrym sternikiem! A jednym z najtrudniejszych sprawdzianów sternika jest właśnie cumowanie w porcie.

Czy sternik radzi sobie dobrze, czy też nie, widać już przed wejściem do portu. Na jachcie dobrze dowodzonym, łódka jest porządnie sklarowana i przygotowana do manewrów. Cumy prawidłowo przełożone przez kluzy lub półkluzy, odbijacze wiszą na burcie, a co najmniej jeden pełni rolę „manewrowego”. Jacht manewruje sprawnie, na pokładzie nikt gromko nie krzyczy, nie kłóci się ani nie biega w panice. Ale przecież częsty jest inny widok. Na jachcie nerwowa atmosfera. Wszyscy mówią, ale nikt nie słucha (skąd my to znamy?). Na ogół takie manewry portowe kończą się uszkodzeniem swojej i innych jednostek. W niektórych marinach na Morzu Śródziemnym na taki widok obsługa wsiada do pontonu i czym prędzej płynie na pomoc. Doświadczeni żeglarze wiedzą, że takie pospolite ruszenie na pokładzie do niczego dobrego nie prowadzi. Dla bezpieczeństwa wszystkich lepiej zaholować nieszczęśników na miejsce postoju, niż doprowadzić do beztroskiego demolowania mariny. To, co się czasami dzieje w portach mazurskich czy chorwackich przypomina najbardziej dramatyczne momenty filmów kina akcji w stylu Zaginiony w akcji 6 czy Rambo 7!

Skoro już wiemy, jak być nie powinno, to pytanie, jak cumowanie w marinie powinno wyglądać?

Podstawą każdego działania jest przygotowanie planu. Dotyczy to także, a może przede wszystkim, manewrowania w porcie. Młodzież nauczyła mnie, że po pierwsze: dobry plan to połowa sukcesu. I po drugie: dobry kit, to druga połowa. Ale w żeglarstwie ta „złota zasada” się nie sprawdza. Sternik musi ocenić kierunek wiatru i jego wpływ na zachowanie jachtu, wybrać właściwe miejsce postoju, sposób cumowania, określić potencjalne zagrożenia. Na ogół istnieje kilka możliwości, z których należy wybrać optymalną, dostosowaną do specyfiki jachtu oraz możliwości załogi i samego sternika. Potem sternik powinien poinformować załogę, gdzie i w jaki sposób zamierza cumować. Po omówieniu planu ogólnego następuje delegacja czynności czyli wyznaczenie konkretnych osób na stanowiska manewrowe. Bardzo ważne jest personalizowanie poleceń, czyli imienne wskazywanie, kto ma się czym zajmować. Sternik powinien brać pod uwagę umiejętności i doświadczenie, ale także predyspozycje każdego załoganta. Pamiętajmy, że w żeglarstwie jak w życiu-wszystko można zepsuć. A jak śpiewał pewien kabaretowy artysta: Tyle jeszcze jest do spieprzenia! Często lekceważona praca na odbijaczach jest nie mniej ważna niż dobre sterowanie czy sprawne podanie cumy dziobowej na ląd. Wiadomo przecież, że do obsługi odbijaczy potrzebni są ludzie inteligentni, a do cum silni fizycznie.

Podczas odprawy bezpieczeństwa warto zwrócić uwagę na najczęściej popełniane błędy. Osoba wychodząca na keję w celu założenia cum (tzw. desant) , nigdy nie wychodzi z liną! W takim przypadku łatwo zaplątać się w cumę i wpaść dowody albo runąć na twardą keję. Desant wychodzi z jachtu najczęściej trzymając się za wanty, tyłem w kierunku kei. Po wysłuchaniu „kazania” sternika załoga rozchodzi się i zajmuje wyznaczone pozycje. Zwykle sternik zadaje sakramentalne pytanie: Cuma dziobowa klar? Odbijacze klar? Desant klar? Brak odpowiedzi, to zwykle zła odpowiedź, bo oznacza, że coś jest nie tak. Taka sytuacja bardzo stresuje sternika, bo często nie wie, czy przerwać manewr czy kontynuować. W razie wątpliwości lepiej zawrócić niż podchodzić na siłę. Jeżeli jednak nasza załoga jest sprawna jak oddział Chucka Norrisa w Wietnamie albo zbieranina cudaków z Drużyny pierścienia -podchodzimy. Co tam, raz się żyje. Jak coś pójdzie nie tak, może i obśmieją nas w marinie, ale za to pokażą w telewizji, a kto dzisiaj nie ma parcia na szkło? W razie bardzo poważnych wątpliwości czy się uda, można zadzwonić po pomoc-numer 112!

Zatrzymanie jachtu przy kei, nie wybicie w nim dziury i nie zatopienie na oczach tłumu, to jeszcze nie jest pełny sukces. Należy założyć co najmniej dwie cumy i poprawić odbijacze. Kiedy sternik stwierdzi, że wszystko jest w porządku, zakończy manewry sakramentalnym: Tak stoimy! Następnie pada zlecenie dla kuka: Przygotować odpowiednią liczbę porcji grogu i wreszcie następuje ulubiony toast żeglarzy: Za szczęśliwe ocalenie!

Uff, i tak dopłynęliśmy do końca tekstu-na zdrowie! Zapraszamy do czarteru jachtów na Mazurach.

Autor tekstu

kpt. Bogdan Sobiło – szkoła żeglarstwa Kyma